piątek, 27 maja 2011

Legendarne "Mrowisko"...

* ze względu na przeprowadzony w wakacje remont toalet - część niniejszego materiału jest już tylko legendą...;)

DS Mrowisko - akademik-straszak. Większość pierwszaków przyjeżdżających do Opola myśli: wszędzie, byle nie w "Mrowisku". Legendy na temat tego akademika dotarły nawet w moje świętokrzyskie okolice. Czy faktycznie jest tak strasznie i czy warto tam mieszkać? Przekonaj się sam/a!
 
Dodam tylko, że ja do "Mrowiska" wprowadziłam się w drugim miesiącu studiów z własnej, nieprzymuszonej woli:) 

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Legenda z Opolszczyzny! czyli o powstaniu Molestowic


7 kilometrów na północ od Niemodlina mieści się malownicza wioseczka Molestowice. I pewnie nie wiedziałabym do dziś o jej istnieniu, gdyby nie zdjęcie uroczej wysepki, które pokazała mi moja współlokatorka. I oto niespodziewanie (wydawałoby się, że Opolszczyzna jest pozbawiona legend) okazało się, że z wysepką związane jest ciekawe podanie... Legendę z miejscowości Molestowice opowiada moja współlokatorka, Kinga.

Wyspa zimą
Dawno, dawno temu....w kraju pięknym, a w czasach okrutnych i ciężkich dla księżniczek, żyła sobie właśnie pewna księżniczka o zacnym imieniu Molesta. Słynęła z urody, jakże oryginalnej i przykuwającej uwagę. Mówiono o niej, że jest najpiękniejszą kobietą tamtych czasów. Każdy młodzieniec marzył o jej czarnych, skrzących się oczach, rumianym licu i kręconych puklach ciemnych, lśniących jak tafla jeziora okryta gwiezdną nocą – włosach. Kiedy się pojawiała w zgromadzeniu, czy na balu ludzie milkli, zdumieni jej urodą. Oprócz urody miała Molesta mnóstwo innych zalet. Zachwycała także cudnym śpiewem, akompaniując sobie przy tym na harfie. Głos miała aksamitny, matowy, ciepły.... A ponadto mądra była i urzekała każdego swojego rozmówcę swą elokwencją.

Każdy młodzieniec marzył, by właśnie jego wybrała na swego męża, by to jemu oddała to, co ma najcenniejsze – swe serce.

Przyszedł czas wydać Molestę za mąż. Król i królowa zorganizowali z tej okazji bal. Przyjechali książęta z całej Europy, przywożąc ze sobą dary dla księżniczki i nadzieję w sercu, że to właśnie do nich uśmiechnie się serce Molesty. A był wśród adoratorów Molesty pewien rycerz, o hardym sercu, odważnym, acz nieustępliwym wzroku, gotowy zrobić wszystko, by poślubić tę piękną niewiastę. Och, serce! Potrafi zgubić człowieka. Molesta wskazała innego, jako wybranka swego serca. Miłość – siła tak twórcza, że aż zgubna, niszcząca. Nieustępliwy, zazdrosny rycerz, wściekły, że nie jemu będzie poślubiona przepiękna Molesta, zapałał potężną zawiścią. W swojej wściekłości począł wraz ze swymi kompanami podróży, uprowadzać kobiety z sąsiednich miejscowości, brał je gwałtem siejąc zniszczenie i nierząd. Przy tym pił dużo i zabawiał do rana, okrutny i bezlitosny, w małości swojego serca, które nie znało ciepła prawdziwej miłości.

Trwoga zapanowała wśród ludzi. Gasili wcześnie lampy i wstrzymywali oddechy, udając, że nie ma ich w domu. Kryli się w lasach, mężowie chowali swoje żony i córki przed strasznym rycerzem, któremu wciąż gwałtu i przemocy było mało, który wciąż szukał ukojenia w cierpieniu innych kobiet.

I nadszedł dzień, w którym słońce, nie wstało - jak zwykle...Nastał ponury dzień... straszny. Dzień, który okoliczni mieszkańcy woleli by wymazać z serca... ze swej pamięci.

Poranek owego dnia był mglisty, cichy... zupełnie jakby cały świat przeczuwał, co ma się wydarzyć i czekał w niecierpliwości na to co, nieuniknione, nie mogąc nic zrobić, ale żyjąc jeszcze nadzieją, że los odwróci złą kartę.

wyspa Molestowice
Okrutny rycerz wtargnął do zamku księżniczki o poranku, kiedy to wszyscy już mieli się budzić, ale jeszcze ze snu dobrze się nie otrząsnęli. Rycerz wtargnął siejąc ogień, krew i śmierć, porywając przepiękną Molestę.

Nieopodal, znajdował się staw, a na nim niewielka wyspa, na której stała wysoka wieża. Okrutnik zamurował w niej piękną Molestę, zmuszając ją by go pokochała. Nadzieję swą podsycał, myślą że serce księżniczki zmięknie, gdy ona o głodzie i chłodzie pozostanie uwięziona w wieży przez długi czas.

Serce nie sługa... więc, zniecierpliwiony rycerz, postanowił wziąć swą wybrankę siłą.

Był letni, ciepły wieczór. Molesta zamknięta w wieży rozpaczała nad swą nieszczęsną dolą. Wtem u brzegu wyspy zacumowała łódź. Wysiadł z niej okrutny rycerz. Wejście do wieży zostało zamurowane, więc aby spotkać się z Molestą, musiał wspinać się po murze do okna, z którego wyglądała nieszczęśliwa księżniczka. Jako, że nie brakowało mu sprytu i siły, wspinał się żwawo i sprytnie, a księżniczka w wieży umierała ze strachu przed tym, co jeszcze spotkać ją miało ze strony złego rycerza. Wtem z jamy w murze wyleciały dwie puchate sowy wprost na rycerza. Ten w popłochu, lekko oszołomiony, stracił równowagę i z impetem runął na ziemię, z której... nie podniósł się już nigdy.

Molesta przeżyła uwięzienie, dzięki swej odwadze  i….starej gruszy, która rosła nieopodal, a dawała soczyste, słodkie owoce, którymi księżniczka mogła się żywić.

Mieszkańcy osady nad stawem, na cześć przepięknej i odważnej księżniczki Molesty, nazwali wyspę jej imieniem, a miejscowość Molestowicami. Herbem wsi natomiast została grusza.

poniedziałek, 21 marca 2011

366 okien i duchy - Zamek Krzyżtopór w Ujeździe

Zamek ten leży naturalnie w województwie świętokrzyskim. Nie wiem, czy wszelkie świętokrzyskie legendy wynikają z tego, że tamtejsza ludność lubowała się w dziwnych opowieściach, czy też rejon naprawdę temu sprzyjał. Ale skoro jest ich tam tak wiele, to wydaje się, że nie bez przyczyny:)

Tajemnicza precyzja
Zamek Krzyżtopór w Ujeździe
Zamek był budowany przez Krzysztofa Ossolińskiego w XVII wieku. Niesamowity jest już sam fakt, że budowla posiada:
- tyle okien, ile dni w roku (w roku przestępnym odsłaniano 366 okno)
- tyle pokoi, ile tygodni w roku
- tyle sal, ile miesięcy
- tyle wież, ile kwartałów/ pór roku
 - według legend: podziemny tunel, łączący zamek Krzyżtopór z zamkiem w Ossolinie. Loch był wyłożony cukrem, co imitowało lód i pozwalało na jazdę saniami.
- stajnie były przeznaczone dla 300 koni. Nad marmurowymi żłobami znajdowały się lustra, prawdopodobnie celem oświetlenia ciemnych pomieszczeń, w czym pomagała specjalna konstrukcja okien. Jedno z pomieszczeń stajennych posiada świetne warunki akustyczne. Czasem odbywają się tam koncerty.
plan zamku
Te całą budowniczą precyzję opartą o kalendarz zamek prawdopodobnie zawdzięcza temu, że Krzysztof Ossoliński interesował się astrologią i magią.

Duchy zamku Krzyżtopór
Byłoby nieciekawie, gdyby ruinom takiego wspaniałego zamku nie towarzyszyły zjawy;) Zamek chlubi się dwoma duchami. Pierwszy z nich, to czarny rycerz. Jest nim syn Krzysztofa Ossolińskiego, Baldwin, który zginął podczas walk na Kresach Wschodnich (pod Zborowem). Druga zjawa to Biała Dama. To już słabiej identyfikowalna postać. I dlatego dołączam legendę o tej pani:

LEGENDA O okrutniej Pani z zamku Krzyżtopór i lochu na trzy klucze zamkniętym
Kiedy jeszcze zamek Krzyżtopór - największy i najdziwniejszy w Polsce, olśniewał swoim bogactwem i przepychem, mieszkała w nim krewna wojewody, stara panna. Przeżyty niegdyś zawód miłosny zmienił piękną i dobrą pannę w bogatą, okrutną jędzę.
Krzyżtopór
Poddani cierpieli z tej przyczyny, bo chora z nienawiści do ludzi kobieta nie szczędziła im razów, kar i awantur. Jej ulubieńcem był biały, kudłaty piesek, który nie odstępował swej pani na krok. Kobieta uważała, że piesek rozpoznaje złych ludzi. Kogo obwącha - ten jest uratowany. Ale jeżeli przy tym zaszczeka - biada temu nieszczęśnikowi. Oznaczało to, że człowiek jest nieżyczliwy pannie. Na jej rozkaz, siepacze wtrącali biedaka do lochu, gdzie konał bez jedzenia i wody. Długie lata trwały te okrutne zabawy.
Pewnego dnia do zamku zawitał dworzanin z dalekich stron. Ujrzawszy go w progu komnaty, piesek skoczył doń i głośno zaszczekał. Pani zadzwoniła na swoich siepaczy. Dworzanin, który znał jej zwyczaje, dobył miecza, zgładził pannę, psa i przybyłych dwóch oprawców. Ciała całej czwórki zepchnął do lochu - tego samego, w którym z kaprysu złej kobiety zginęło wielu niewinnych ludzi.
W ten to sposób zamek został uwolniony od katów. Dworzanin spiesznie odjechał, a po czterech latach zginął na polu bitwy.

lochy zamku
Legenda głosi, że w lochu zamku ukryte są skarby, schowane za potrójnymi drzwiami. Pierwsze z nich to drzwi żelazne, drugie – dębowe, trzecie – jesionowe. Na drzwiach jesionowych widnieje krzyż i topór. Na pierwszych drzwiach wiszą trzy klucze. Żelazny otwiera żelazne drzwi, srebrny dębowe, złoty zaś jesionowe. Za jesionowymi drzwiami stoją trzy beczki - napełnione złotymi, srebrnymi i miedzianymi monetami. Beczek strzeże jakieś licho. Gasi lampy i śmieje się szatańskim śmiechem. Legenda głosi, że było wielu śmiałków, którzy próbowali zdobyć skarb, ale nikt nie przeżył spotkania z ich piekielnym stróżem.
Ludzie mówią, że bogactwa zgromadzone były kosztem ludzkiej biedy łez i krzywdy. Wtedy dopiero ktoś do nich trafi, kiedy te krzywdy zostaną naprawione.

poniedziałek, 7 marca 2011

Najbardziej to bym chciała, żeby nas docenili...

Rozmowa z panią Gerdą Pietrasz, 
wieloletnią sprzątaczką z DS. Mrowisko. 

DS Mrowisko sprzed lat;)
Jak długo pracuje Pani w Mrowisku?

Od 1992 roku. O! To już prawie dwadzieścia lat... 

To ma Pani najlepsze kompetencje, żeby ocenić mieszkańców akademika na przestrzeni lat. Zmieniają się na lepsze, czy na gorsze?

Studenci? Na gorsze... Przykro mi to mówić, ale niestety na gorsze. Nie tylko dlatego, że  nie szanują nas, ani naszej pracy. Ale dzisiaj na przykład wchodzę do ubikacji, a tu woda nie spuszczona. To się zdarza nagminnie. I jak to świadczy o tym człowieku? To jest po prostu chamstwo. Pod prysznicem brud niemiłosierny, zapchane prezerwatywami i maszynkami do golenia. Przecież takie rzeczy chyba można po sobie sprzątnąć. Do tego dochodzą  klatki schodowe pełne porozwalanych petów, butelek, porozlewanego piwa. A potem niestety ktoś przez ten syf musi przebrnąć...

A jak było kiedyś?

Kiedyś było gorzej pod względem warunków, wszędzie drewniane panele do szorowania, nieszczelne drewniane okna, których nie dało się otworzyć, stare pokoje, zniszczone meble...ale studenci byli jakoś tak mniej złośliwi i lepszy porządek potrafili utrzymać. No i mi się podobało. Człowiek się niemało napracował, ale były efekty.

Powszechnie wiadomo, że DS. Mrowisko posiada najgorszą opinię wśród akademików UO...

Mrowisko połączone z Wydz. Prawa
No tak, w innych akademikach jest lepiej, ale to może dlatego, że warunki są lepsze. Czasem pomagam w Niechcicu i uważam, że te moduły rozwiązują sprawę. Sprzątaczka zajmuje się korytarzami, a o resztę studenci muszą sobie sami zadbać. Jak nie dbają, to mieszkają w syfie. Mnie się to bardzo podoba. I jest czysto. Jak się posprząta, to widać efekty. Pewnie też dlatego, że Niechcic jest taki nowy. Bo w Mrowisku to nie zawsze... No ale szykuje nam się remont łazienek i zobaczymy, może wtedy się coś poprawi. Może studenci zaczną bardziej dbać o to, co mają. 

Jak wygląda pani dzień w pracy?

Mieszkam 20 km od Opola, więc wstaję codziennie o 5.00 i dojeżdżam, bo pracujemy od 6.00-14.00. To nie jest proste, bo przecież rano studenci wychodzą na zajęcia, każdy na inną godzinę i chcą skorzystać z łazienki. A my jakoś musimy wtedy posprzątać. Sprzątamy też magazyny, strych. I robimy obchody co godzinę –  wtedy też się coś zetrze, coś się znowu po kimś sprzątnie. No ale to jest nasza robota!

A zdarzają się zatargi ze studentami?

Tak, chociaż już sporadycznie. Na przykład ostatnio miałam zatarg z jedną dziewczyną. Z pierwszego roku. Miała pretensje, że nie wpuściłam jej do łazienki. Ale jak ja sprzątam, a ktoś tam chodzi, to takie sprzątanie nie ma sensu. Wytłumaczyłam jej w końcu, że jak pójdzie parę metrów dalej to też się nic nie stanie. Teraz się do mnie nie odzywa. No ale trudno. Mnie tym na złość nie robi.
Kiedyś był też taki jeden... przychodził i to mnie popchnął, to zwyzywał... Ale to już jest debilizm, na to się nic nie poradzi. Wyrzucili go w końcu z akademika. Teraz na szczęście takich przypadków nie ma. 

Nie myśli Pani czasem o tym, żeby przenieść się do innego akademika?

Nie...nie przeniosłabym się do innego akademika, szkoda by mi było. Za bardzo już do Mrowiska przywykłam. Nawet sobie tego nie wyobrażam. To jest mój akademik...tylko czasem młodzież nie ta...

Co chciałaby Pani powiedzieć studentom?

Najbardziej to ja...nam wszystkim by było tak bardzo miło, gdyby młodzież doceniła naszą pracę. Żeby nas szanowali. Bo to jest naprawdę bardzo ciężka praca. Gdybyśmy się nawzajem szanowali, to byłoby dużo prościej.

niedziela, 6 marca 2011

I znów mało lokalnie...czyli Horror z Panopticon :)

Nielokalne, światowe historie też mają swój urok i magię;) Dlatego przedstawiam Wam  legendę z Kolumbii. Podobno jej prawdziwość poświadcza wielu świadków...;) Mit kolumbijski pochodzący z XIX w. opowiada Yeison Quintero, dwudziestolatek mieszkający w Jenesano położonym niedaleko Tunja (Kolumbia). 
Tunja - panorama miasta

 
Horror z Panopticon
Klasztor Augustynów to stary, osobliwy budynek w miejscowości Tunja (położonej na północ od Bogoty). Dziś, po odrestaurowaniu przez Bank Republiki Kolumbijskiej stanowi siedzibę Archiwum Regionalnego departamentu Boyacá i Biblioteki im. Alfonsa Patiño Rosselli...
Stary klasztor
Według mieszkańców miejscowości Tunja, horror zaczął się pewnej nocy, w połowie XIX w. Była to noc 1-go listopada (Wszystkich Świętych, w przeddzień Dnia Zmarłych). Miejscowa ludność po modlitwach opuszczała zakrystię starego kościoła, gdy nagle zjawiła się dziwna postać brata z zakonu św. Augustyna. Ubrana była w czarny, przepasany sznurkiem strój z kapturem i szerokimi rękawami. Kaptur zasłaniał twarz, jednak ludzie szybko spostrzegli, że nie skrywa on twarzy, a czaszkę. Ta dziwna postać przemieszczała się szybko wzdłuż korytarza. Gdy ktoś nieopatrznie stawał na drodze mnicha, ten rzucał się na niego i z dużą siłą wyrzucał go z na dziedziniec kościoła.
tajemniczy zakonnik
wg innej wersji - mnich nie miał twarzy
Gdy po latach z klasztoru utworzono więzienie (według projektu filozofa Jeremiego Benthama - Panopticon), również działy się tu dziwne rzeczy. Przede wszystkim każdego roku więźniowie odczuwali przerażający strach, gdy zbliżała się północ 1-go listopada (noc przed Dniem Zmarłych) oraz w Wielki Piątek. Wedle wspomnianej historii zakonnik wychodził wówczas ze starej zakrystii i przemierzał dolny korytarz Panopticonu.
Tego potwornego lęku doznał także poeta z Tunja, Alfredo Gomez Jaime, który postanowił sprawdzić wiarygodność więźniów. Dokładnie jak w ich relacjach, w pewną noc poprzedzającą Dzień Zmarłych poczuł ogromny strach i ujrzał zakonnika. Podobno poeta zemdlał i spędził kilka dni w szpitalu. Pod wpływem swoich wrażeń napisał poemat „Zimna wojna” mało znany w świecie literackim. 

niedziela, 27 lutego 2011

PAKISTAN: Legenda o jeziorze Saif-ul-Malook

Jezioro Saif-ul-Malook  (źr.:
Dzisiaj zabiorę Was na daleko na Wschód...do Pakistanu. Znaną legendę ze swojej prowincji opowiada nam 24-letni Kamran Najeebullah z Dera Ismail Khan (400 km na południe od Islamabadu):
"Tę historię opowiedziała mi dawno temu moja babcia. Myślę, że może się różnić od powszechnie znanej wersji.
Opowieść zaczyna się od proroka Józefa, znanego jako najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego oglądał świat. Pewnego razu ktoś go zapytał, kto będzie najprzystojniejszym człowiekiem po jego śmierci. Prorok dał mu dwie pieczęcie, w których była ukryta odpowiedź.
Setki lat później,  Saif-Ul-Malook, książę Hazaru znalazł skarb. W środku znajdowały się owe dwie, stare pieczęcie. Otworzył obie i ku wielkiemu zaskoczeniu odkrył, że jedna z nich zawiera jego wizerunek, a druga – wizerunek pięknej księżniczki wróżek. Zakochał się w niej od pierwszego spojrzenia i desperacko pragnął ją odnaleźć.
Saif-ul-Malook zimą
Pewnej nocy w jego śnie pojawił się święty, stary człowiek, który powiedział mu, że jego wybranka mieszka na Górze Wróżek. Według słów starca, książę musiał odnaleźć górę z jeziorem. Ale był jeden warunek. Zanim spotka i poślubi piękną wróżkę, będzie musiał modlić się przez długi, długi czas. Po wielu trudach książę odnalazł jezioro i modlił się przy nim przez 12 lat – dniem i nocą. Bez warunków do przeżycia, bez picia i jedzenia. Jezioro to po dziś dzień nazywa się Saif-Ul-Malook. Aż pewnego dnia, o wczesnym poranku ujrzał swoją wybrankę. Przyszła ze swoimi pomocnicami i przyjaciółkami, aby wykąpać się w jeziorze. Zgodnie ze wskazówką, Saif-Ul-Malook schwycił wróżkę za skrzydła, aby móc  z nią porozmawiać. Wróżka była zaskoczona, ale i bardzo przerażona. Książę wypuścił jej skrzydła, stanął na wprost jej twarzy i opowiedział historię swojej miłości i cierpliwości. Wzruszona wróżka zakochała się w księciu.
Aansoo - Jezioro Łez
Był jednak pewien olbrzym, który także kochał wróżkę. Nazywał się Biały Gigant. Kiedy ujrzał swoją ukochaną w ramionach księcia zaczął płakać. Płakał tak strasznie, że z jego łez powstało kolejne jezioro, zwane Aansoo, to znaczy Jezioro Łez. Kiedy zabrakło mu łez, Biały Gigant wpadł w szał. Przerwał tamę jeziora Saif-Ul-Malook, co spowodowało wypłynięcie wody na prowadzący do jeziora korytarz górski. Książę i wróżka zdołali szczęśliwie uciec z wody i schronić się w jaskini, która istnieje do dziś, a jej głębokość jest nadal niezbadana. Mówi się, że książę i wróżka żyją tam po dziś dzień i poruszają się krytym korytarzem po dnie jeziora. Głębia jeziora także jest do dziś nieznana. Ludzie mówią, że podczas pełni księżyca, para wychodzi z jeziora i można ją zobaczyć, jak spaceruje wokół".

Historia jest znana w całym Pakistanie. Jezioro i jaskinia faktycznie istnieją (na północnym krańcu Doliny Kaghan, w prowincji Khyber-Pakhtunkhwa), i prawdą jest, że ich głębokość jest wciąż niezbadana.
Zapytany o to, czy był tam kiedyś, Kamran odpowiada: Jasne! Niestety nie mam własnych zdjęć, bo ukradli mi tam aparat... Ale po zobaczeniu tego cudu natury jest się w stanie uwierzyć w tą i każdą inną bajkę! 
A poniżej do obejrzenia filmiki znad jeziora, wyszukane na wszystko-posiadającym youtube:)